Dlaczego kochamy czarne charaktery? czyli bycie szarym moralnie w popkulturze jest sexy

morally grey characters

Walentynkowe okoliczności przyrody to idealny moment, by trochę poanalizować miłosne życie książkar, a mamy w tym naszym popkulturowym światku dziwny zwyczaj zakochiwania się “w tych złych”, w czarnych lub przynajmniej szarych moralnie bohaterach powieści czy filmów. Rozłożymy więc na czynniki pierwsze jedno z najbardziej fascynujących zjawisk popkultury – naszą niezdrową, ale jakże satysfakcjonującą miłość do czarnych charakterów! Dlaczego zamiast szlachetnych herosów często kibicujemy tym złym? Skąd bierze się ten fenomen i czy twórcy popkultury celowo manipulują naszymi emocjami?

Poniższy tekst jest transkrypcją AI tego materiału video.
Nie traktuj tego artykułu jako źródła wiedzy psychologicznej. Dla lepszego przedstawienia tematu upraszczam część z pojęć.

Plan na dzisiejszy materiał wygląda następująco:

na początku rozróżnimy sobie villaina od antybohatera, bo wbrew pozorom nie powinniśmy używać tych pojęć zamiennie i tym samym wysuniemy wnioski, kto tak naprawdę podbija nasze serca, podam oczywiście kilka przykładów z popkultury, a potem zastanowimy się nad psychologicznymi przesłankami, które stoją za naszym uwielbieniem do tego typu postaci oraz spróbujemy marketingowo lub nawet trochę z zakresu kreatywnego pisania czy redakcji dojść do tego, dlaczego pisarze decydują się na ich tworzenie, dlaczego kreują ich w ten pociągający sposób, skąd się to wzięło, jak to robią i czy robić to powinni.

Zacznijmy więc od tego, że wróg naszego głównego bohatera historii pojawić się musi, bo konieczne jest wytworzenie w powieści pewnego rodzaju konfliktu, walki, to może być też walka psychologiczna. My podczas lektury czy seansu musimy czuć, że naszej postaci czy narratorowi coś zagraża, że jego decyzje są ważne albo i ryzykowne, że on mierzy się z czymś trudnym, co rzutuje na jego zachowanie. Czym większe zagrożenie, czym większy konflikt, tym lepiej, bo wywołuje w odbiorcach większe emocje. Brak jakkolwiek określonego wroga, którym może być nawet metaforyczny upływ czasu, wizja nadchodzącej śmierci, powoduje, że dana historia jest nudna. Na potrzebę tego materiału odrzucimy wrogów niematerialnych, czyli kiedy przeciwnikiem naszego protagonisty jest na przykład jego psychika, trauma, którą stara się pokonać, demony przeszłości, czy ten wspomniany uciekający czas i przejdziemy tylko do tych wrogów, którzy stanowią odrębną postać, z którą musimy walczyć najczęściej fizycznie, bo to w nich najczęściej się zakochujemy, to oni kradną show.

szary moralnie lucifer

Rodzaje czarnych charakterów w popkulturze

Możemy mieć typowego villaina z krwi i kości, klasycznego złoczyńcę, antagonistę, którego główną funkcją w całej powieści jest tylko i wyłącznie bycie przeszkodą dla protagonisty. Oni nie muszą mieć głębokiej motywacji, to znaczy to najczęściej będzie chęć zdobycia władzy, zemsta, to będzie próba zniszczenia świata, ale nie wchodzimy głębiej w ich powody, czyli mamy tego Voldemorta, który chce pozbyć się mugoli i panować nad światem czarodziei, każdy ma mu być posłuszny, ale nikt go nie pyta, dlaczego biedny Voldusiu się taki stałeś, czy tatuś cię w dzieciństwie bił. I to jest ten rodzaj czarnych charakterów, który my od razu widzimy, że jest zły, zaślepiony, jednowymiarowy i zazwyczaj nie darzymy go wielką sympatią, to znaczy możemy ich mniej lub bardziej zrozumieć, ale nie sądzę, by ktoś się w Voldemorcie zakochał. Pewnie swoje robi tu też sfera wizualna, ale do tworzenia przystojnych villainów jeszcze przejdziemy.

Potem mamy podpunkcik, ponieważ nadal pozostajemy w gronie typowych czarnych charakterów pragnących władzy bądź zemsty, jednak tym razem zaczynamy dopisywać im znacznie głębsze i bardziej rozbudowane motywacje, przez co taka postać nie jest po prostu “złym gościem”, a kimś złożonym, niepapierowym, z cechami, z którymi możemy się utożsamiać, zrozumieć, czasem mu współczuć i usprawiedliwiać jego obiektywnie złe działania. Twórcy dodają im tragiczne backstory i przedstawiają ich jako osoby interesujące, a czasem wręcz sympatyczne. Często te backstory dodaje się później, na przykład nagrywając spin offy popularnych serii, żeby nagle wytłumaczyć dzieciństwo złola.

I to już jest ten moment, kiedy w naszej złej, fikcyjnej postaci zaczynamy dostrzegać cechy ludzkie, które są nam bliższe, które możemy polubić, które mogą nam zaimponować, które pozwalają nam ich zrozumieć. I tym samym odkrywamy pierwszy punkt tłumaczący naszą hipotetyczną słabość do villainów: bo oni są najczęściej wykreowani lepiej, niż protagoniści. protagonista ratuje świat ot tak, poświęca się dla ratowania ludzkości, bo tak, nie zna ludzi, ale dla nich zginie. On po prostu ma ratować świat, my to wiemy, nic nas nie zaskoczy, płaski bohater z jedną cechą, z jednym życiowym celem. Natomiast to właśnie ci źli muszą mieć jakąś podkładkę na to, dlaczego są źli, WIĘC mają znacznie więcej cech WIĘC są mniej płascy i papierowi WIĘC to z nimi jesteśmy w stanie się utożsamić, zrozumieć, zżyć, a nie z tym bezpłciowym ryzykującym własne życie superbohaterem. Wręcz to właśnie villain może się nam wydać bardziej ludzki, bo może jest trochę egoistyczny i z podejściem po trupach do celu, ale kto w tych czasach taki nie jest, charytatywne uczynki i poświęcanie się dla innych rachunków za nas nie zapłacą.

I tymi racjonalnymi pobudkami wchodzimy w antybohaterów, którzy, i to istotne, nie są czarnym charakterem. to jest osoba, która może być też protagonistą w naszej historii, może być nawet postacią pozytywną, ale która działa poza przyjętymi normami moralnymi. Często robi „złe” rzeczy w dobrym celu, innym razem robi je z egoistycznych pobudek, ale jest zbyt charyzmatyczna, byśmy jej nie kibicowali. Możliwe też, że jest naszym narratorem, więc ciężko się odciąć od jej myśli. Jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego to robi, dlaczego przez kolejne odcinki serialu prowadzi go chęć zemsty, bardzo często też ta postać jest taka zadziorna, rzuca tekstami, które mają innym pójść w pięty, a nas, jako odbiorców, to oczywiście bawi.

Tak jak w fabule będziemy mieć protagonistę, który stoi w opozycji do antagonisty, tu następuje walka dobra ze złem, tak antybohater może stać gdzieś obok, pomiędzy, być dodatkową postacią poboczną prezentowaną w negatywnym świetle, ale tak naprawdę może być samym głównym bohaterem, który nie jest kreowany stricte jako zły człowiek, ale jesteśmy w stanie dostrzec w nim cechy nie kojarzone z tymi dobrymi.

Żeby to rozjaśnić podam konkretne przykłady:

Harry Potter, nasz protagonista, walczy z Voldemortem. Ale jest też Draco, który jest tym wrednym dzieciakiem ze szkoły, ale tylko nim. On został wciągnięty na tę złą stronę przez rodzinę, ale nie wiemy, czy sam poszedłby w tym kierunku. To jest szara moralnie postać, o której pisze się fanfiki, bo nikt nie kocha Voldemorta, kochamy Harrego albo Draco, a mam wręcz wrażenie, że częściej Draco.

W Marvelu mamy Thora, dobrą postać, która walczy z takim Thanosem. (Thanos akurat też dostał odpowiednie motywacje swoich działań, które możemy poprzeć, więc to ten bardziej rozbudowany villain ze wspomnianego podpunktu), ale jest też Loki, który przewija się między filmami, który robi złe, egoistyczne rzeczy, ale jak brat jest zagrożony, to może i zdecyduje się mu pomóc. Kochamy Lokiego. (Przy czym u Lokiego akurat stwierdza się narcyzm, więc to też specyficzny przypadek, kiedy robimy z kogoś złego, bo ma zaburzenia osobowości).

No i Sherlock, który jest właśnie przykładem protagonisty i antybohatera w jednym. On nie przejawia godnych naśladowania cech typowych dla bohaterów i superbohaterów. On jest zarozumiały, on sprawy rozwiązuje nie, żeby ratować ludzkość i bronić ją przed przestępcami, tylko dlatego, że mu się nudzi, chce pokazać, że wie lepiej od policji i że potrafi przechytrzyć przestępcę. On gdzieś tam okaże troskę wobec czy to Johna czy swojej gosposi, ale zrobi to w swój, specyficzny sposób. Kochamy Sherlocka.

Tak jak i Victor z Vicious. Który owszem, zabija, jest zły. Ale jego kolega jest jeszcze gorszy. Kochamy Victora.

Kochamy też Lucyfera. Jest diabłem, ale przystojnym.

I tym właśnie są tak często wspominani na booktubie czy bookstagramie szarzy moralnie bohaterowie,  których lubimy najbardziej, to są ci antybohaterowie, to są te villainy ze skomplikowaną i tragiczną przeszłością, to właśnie ci złożeni, niekrystalicznie czyści, balansujący na granicy dobra i zła, których wybory nie są czarno-białe, są więc mniej przewidywalni, a przez to bardziej interesujący, którzy mają coś na sumieniu, ale stały za tym zrozumiałe pobudki, którzy mogą użyć obiektywnie złych działań, takich jak przemoc, ale użyją ich dla nas, dla głównej bohaterki, dla love intrest. Tak jak superbohater popchnie w przepaść ciebie lub siebie, żeby uratować całą ludzkość, tak ten mroczny osobnik pomorduje wszystkich wokół, byle uratować ciebie. I za to ich kochamy, to działa nam na emocje. 

kovu król lew szary moralnie

Mamy psychologiczną słabość do tych złych

I właśnie to tego działania na emocje teraz przejdziemy, bo czy to możliwe, że w głębi duszy wszyscy mamy w sobie odrobinę mroku i ciągnie nas do bad boyów? Tak naprawdę nasza fascynacja złoczyńcami ma solidne podstawy psychologiczne

Bo mogę tu powtórzyć wspomniane już dość podstawowe i oczywiste obserwacje, czyli że szare moralnie postacie przez to, że nie są białe lub czarne, są nieprzewidywalne, a przez to i ciekawsze, że nie są tak płaskie jak superbohaterowie po prostu ratujący świat, tylko za swoimi negatywnymi, przemocowymi, wątpliwymi działaniami muszą stać jakieś motywacje, to może być chęć zemsty z jakiegoś powodu, to może być trudne dzieciństwo, w różny sposób tworzy się backstory, chociażby przez spinoffy w których tłumaczymy ich zachowanie traumą czy problemami psychicznymi, ale to backstory właśnie jest, dzięki czemu ta postać jest wielowymiarowa, bardziej złożona i rozbudowana, dzięki czemu jest bardziej ludzka, bliższa nam, możemy ją darzyć jakimiś emocjami, pozytywnymi bądź nie, ale jakiekolwiek emocje zawsze są lepsze niż ich całkowity brak, możemy taką osobę zrozumieć, współczuć jej, jakoś ją usprawiedliwiać i to wszystko sprawia, że jest dla nas ciekawsza, bo jest jakaś.

Ale już wkraczając głębiej w tę sferę psychologiczną, z naszym uwielbieniem do villainów może wiązać się kilka pojęć.

Jednym z nich będzie tak zwany efekt lustra, mówiący o tym, że kolokwialnie mówiąc, podobne przyciąga podobne, tylko że w tym wypadku przyciągamy cechy, które chcielibyśmy mieć lub które mamy, ale je w sobie tłumimy czy wypieramy. Oczywiście nie musimy być tego świadomi, możliwe, że jakieś cechy zostały u nas w przeszłości skrytykowane czy wyśmiane, przez co je wyparliśmy, albo wiemy, że są niewłaściwe, ale to się ciągle w środku nas kryje i działa na nasze zachowanie i nasz sposób postrzegania innych. Więc w skrócie efekt lustra mówi o tym, że to, co widzimy w innych ludziach jest tak naprawdę odbiciem naszych wewnętrznych, ukrytych cech, pragnień czy aspektów. 

I podobnie sytuacja wygląda z teorią cienia Karla Junga, w której według psychologii analitycznej mamy w sobie archetyp cienia, czyli taką część psychiki gdzie przechowujemy mroczne, nawet mówi się prymitywne czy zwierzęce cechy i instynkty. I to jest właśnie ta ciemna strona naszej osobowości, którą my wypieramy, bo wiemy, że jest ona społecznie nieakceptowana, ale nadal gdzieś tam w nas jest. My wiemy, że dane zachowanie jest niewłaściwe, więc je w sobie hamujemy, ale według tej teorii osoba, która nie ma w sobie odwagi, by jakoś się z tym skonfrontować, te nieakceptowane cechy dostrzega w innych w swoim otoczeniu, dostrzega w ludziach te cechy, które sama ma, ale nie może lub nie chce ich uwolnić. Więc ten mechanizm projekcji jest zbliżony do efektu lustra.

I teraz te nasze popkulturowe czarne i szare charaktery zazwyczaj są bezkompromisowe, autentyczne, silne, robią rzeczy, na które sami byśmy się nie odważyli i być może nam to po prostu imponuje, też chcielibyśmy móc w ten sposób postawić na swoim, też chcielibyśmy rzucać takimi sarkastycznymi uwagami na prawo i lewo, też chcielibyśmy dopiąć swego. Tylko musimy sobie oczywiście zdawać sprawę, że ci nasi złoczyńcy to fikcja literacka, że im nie grożą żadne konsekwencje takie, jak grożą nam, że oni rzucili szefowi jakiś tekst i luzik, ale nas za to by zwolnili, że oni rzucili jakiś tekst na ulicy do obcego człowieka, ale my za to dostalibyśmy w pysk. My liczymy się z tymi konsekwencjami działań w prawdziwym życiu, więc tłamsimy to swoje powiedzmy mroczne alter ego, czy po prostu tą chęć bycia osobą bardziej jakąś, nie umiemy bądź nie możemy wprowadzić tego do życia, więc odbicia tych cech poszukujemy w postaciach fikcyjnych, które dzięki temu stają się dla nas ciekawsze i bardziej atrakcyjne. 

Czy chcielibyście być jak jakiś Superman, który się poświęci dla innych? Czy czujecie więź z jakimś superbohaterem, który aby uratować masę obcych ludzi odda swoje życie? Czy bylibyście do tego zdolni?  Wiadomo, że moralnie mówi się dużo o uczciwości i sprawiedliwości i są to jak najbardziej pożądane i doceniane cechy, ale w teorii, bo na co dzień świat często udowadnia nam, że wygrywają ci źli, ci, którzy kombinują i manipulują, którzy są egoistami, którzy dojdą do celu po trupach i nie oglądają się na krzywdy innych. W wielu sytuacjach zauważamy, że uczciwość nie zawsze popłaca, chociaż nikt tego oficjalnie nie powie. Więc gdzieś w środku, świadomie bądź nie, nie chcemy być tym Supermanem. My chcemy być Lokim albo Sherlockiem, który rzuca kąśliwymi uwagami i nic sobie z tego nie robi, kiedy my krępujemy się powiedzieć “nie” szefowi, bo za bardzo zależy nam na pracy czy na opinii innych, by zachować się w taki sposób, więc zostajemy grzeczni, a nasze aspiracje przelewamy na imponującą nam postać posiadającą cechy, do których nas ciągnie i która pozwala nam przeżyć pewnego rodzaju emocje w kontrolowany sposób bez ponoszenia konsekwencji tych działań.

W skrajnych przypadkach poszukiwań powodów naszej miłość do villainów możemy mieć do czynienia z hybristofilią, czyli pociągiem do osób, które popełniły brutalne przestępstwo, ale to już jest parafilia, rodzaj zaburzenia, więc nie będziemy się w to zagłębiać (chociaż przykładem na taką postać mogłaby być Harley Quinn).

Do tego dochodzi nam efekt aureoli, kiedy to do jednej pozytywnej cechy danej osoby nasz mózg przyporządkowuje jej kolejne pozytywne cechy, których wcale być nie musi. I teraz, tą jedną pozytywną cechą może być wygląd zewnętrzny. Dlatego wspomniałam, zatrudnijmy przystojnego aktora, niech Lucyfer będzie przystojny, niech Loki będzie przystojny, obsadźmy w roli villaina jakiegoś uwielbianego przez dziewczyny aktora, to od razu jakoś łatwiej będzie fankom przełknąć jego złe uczynki. Ładny chłopiec, to na pewno dobry z niego człowiek, a przynajmniej te jego złe czyny możemy w naszej głowie nieco wybielić.

voldemort tom riddle szary moralnie

Pieniądz kocha czarne czarne charaktery

I między innymi tego efektu chętnie używa się pod kątem marketingowym, biznesowym, bo nie oszukujmy się, rynek wydawniczy i pisarski jest biznesem, który ma na siebie zarobić. Dość szybko zauważono miłość, a przynajmniej większe zainteresowanie jakim czytelnicy obdarzają szare postaci i postanowiono to wykorzystać. Pisarze z automatu starają się stworzyć taką wątpliwie moralną postać, która jest atrakcyjna wizualnie, rzuci tekstem, jaki będziemy chcieli sobie wytatuować na klacie i w której zakocha się każda książkara.

Powód jest prosty, „Sympatyczny drań” sprzedaje się lepiej. Postacie, które nie są jednowymiarowo złe, tworzą lepszy storytelling i przyciągają uwagę widza. Jeżeli postać jest szara, nie mamy pewności, co zrobi, bo jej działania nie będą czarne lub białe, a co za tym idzie fabuła staje się bardziej emocjonująca. Dlatego coraz częściej dostajemy złoczyńców, którzy są wręcz, paradoksalnie,  bohaterami swoich historii: powstał więc film Joker czy Venom, Cruella i Maleficent, Loki dostał własny serial, bo twórcy szybko zorientowali się, jak wielkim uznaniem cieszy się ta postać, chociaż oczywiście wpływ na to może też mieć wybrany aktor, czyli aspekt wizualny, 

Bo właśnie, z biegiem czasu i dostrzeżonego potencjalnego sukcesu i zarobku ci nasi złoczyńcy przestali wyglądać jak potwory, jak Voldemort czy Thanos, a stali się przystojnymi panami, z zarostem, ze skrzydłami. Zaczęły działać stereotypy i schematy i jeśli w danej produkcji pojawia się postać usilnie wykreowana jako brzydka,  ten Voldemort bez nosa, to my już na pierwszy rzut oka wiemy, że to typowy villain. Natomiast, kiedy bohater nawet czyni źle, ale jest przystojny, możemy domyślać się, że to jedna z szarych moralnie postaci, która w drugim akcie wyskoczy ze smutnym backstory wyjaśniającym, dlaczego czyni źle, bo tego  wcale nie chce, ale życie do tego zmusiło. A jeszcze niech się okaże narratorem historii, no to logiczne, że musimy się z nim zżyć. Przypominam, kochamy Lucyfera. Jest diabłem, ale przystojnym. Kochamy Darklinga, bo gra do Ben Barnes. To już nie jest sytuacja, kiedy historia ma swojego złoczyńcę, ale tak się zdarzyło, że widzowie coś w nim zobaczyli, zrozumieli, poczuli więź i bum, sukces. W tym momencie już celowo tworzy się tych przystojnych szarych moralnie bohaterów, o których nastolatki będą mogły nagrywać tiktoczki.

To zjawisko zaczęło łączyć się także z romantyzowaniem postaci z pozoru lub w przeszłości lub obiektywnie czarnych, ale niestety przechodzi to w nie do końca właściwą stronę.

Najlepszym przykładem jest ewolucja, jaką przeszedł przez lata archetyp wampira. Zaczęło od Draculi, postaci złej, krwawej, morderczej. Wampir zawsze był kojarzony jako istota z natury zła i przerażająca, istota z horrorów. Teraz twórcy chętnie sięgają po znane motywy i przekształcają je w coś nowego, albo tłumacząc, że Dracula wcale nie był zły, tylko pokazując jego origin story, byśmy mogli go zrozumieć i mu współczuć, albo wręcz całkowicie zmieniają nasze postrzeganie tej postaci i tworzą Edwarda, przystojnego, błyszczącego w słońcu wampira, który jest tajemniczy i pociągający i  w ogóle nic nam nie robi, że się w nocy przygląda śpiącej dziewczynie, co w tym dziwnego. Jako Darkling, dosłownie człowiek-mroczny cień, który tylko manipuluje i wykorzystuje Alinę, pojawił się Ben Barnes, więc wszyscy już kochają Darklinga. W ten sposób autorzy zdobywają ogromne rzesze fanek, które uwielbiają romantyczny aspekt mrocznych postaci i w tym momencie współczesne czarne charaktery często nie tylko budzą grozę, lub nie budzą jej wcale, a raczej intrygują swoją złożonością, emocjonalnością, charyzmą. 

To trochę wpływa na rozwój dzieci i młodzieży, których nie postraszymy już wampirem, bo sobie wyobrazi nie Draculę, a Edwarda, którego nie ma się co bać, zresztą kwestia tego, że współcześnie dzieci boją się znacznie mniej niż kiedyś właśnie przez horrory czy gry komputerowe to już inny temat, ale gorszym problemem jest fakt, że to romantyzowanie złych niestety przenika do świata rzeczywistego.

Bo jeżeli myślimy o szarym moralnie przystojniaku ze świata fantasy, o jakimś Rhysandzie z Dworów czy Warnerze z serii o Julii, jeżeli myślimy, że taki ktoś będzie walczył ze smokami i zrobi dla nas wszystko, to jest to powiedzmy do przyjęcia. W tym momencie jednak z łagodzeniem i tłumaczeniem czarnych charakterów wchodzimy w literaturę obyczajową, którą młodemu czytelnikowi łatwo będzie pomylić z rzeczywistością. Bo my mamy Rodzinę monet czy te wszelkie mafijne romanse, w których głównej bohaterce imponuje, że mafiozo powybijał dla niej pół miasta, że bracia Monet zepchnęli ze schodów kogoś, kto na nią krzywo spojrzał. Coraz bardziej romantyzujemy te negatywne zachowania pokazując młodym odbiorcom, że bycie “szarym” człowiekiem jest sexy, że bycie złym wojownikiem walczącym z potworami w zamczysku jest sexy, ale też że bycie złym wojownikiem-przestępcą walczącym na ulicy jest sexy. 

Widzicie, niebezpiecznie zmieniło nam to tory, bo jeśli nastolatka sięgnie po tego typu lekturę, to potem we własnym życiu będzie poszukiwała partnera, który odzwierciedla cechy ukochanego bohatera fikcyjnego, który zrobi komuś krzywdę za krzywe spojrzenie, tak jak zrobiła to jej ulubiona postać, który będzie manipulował wszystkimi wokół, tak jak ukochany villain zrobił w jednej ze scen ostatnio przeczytanej książki. Dlatego tak ważne są odpowiednie oznaczenia wiekowe literatury, żeby człowiek zbyt młody, który nie ma jeszcze w pełni rozwiniętej chociażby kory przedczołowej odpowiedzialnej za planowanie działań i rozważanie konsekwencji i regulację emocji, która rozwija się w pełni dopiero koło dwudziestego piątego roku życia, by taka osoba nie sięgnęła po książkę, która trochę wypaczy mu postrzeganie tego, co złe, co szare i co romantyczne.

Ale nie oszukujmy się, rynek, autorzy książek, twórcy filmów czy seriali wiedzą, jak działa nasza psychika, co nas przyciąga do tych szarych moralnie postaci i dlaczego opłaca im się tworzyć ich trochę na jedno kopyto. Niby jedno, ale zawsze działa.