Jesteś rycerzem w średniowiecznym Paryżu. Bród, smród i ubóstwo, a do tego masz dziwne wizje, prorocze sny, odkrywające przed Tobą sceny z przeszłości bądź niedalekiej przyszłości. Umiesz to wykorzystać. Razem ze swoim wiernym czworonożnym przyjacielem rozwiązujcie zagadki kryminalne, których nikt inny się nie podejmuje. Pomaga Wam w tym... telefon komórkowy?
Pomyślcie o grze karcianej, do której z jednej strony potrzeba mnóstwo miejsca, by rozłożyć wszystkie elementy, która wymaga od graczy skupienia, rozruszania szarych komórek oraz umiejętności dedukcji i wyciągania wniosków, a jednocześnie takiej, która w całości rozgrywa się w naszym telefonie komórkowym. Jak działają Kroniki Zbrodni: 1400, pierwszy tytuł z serii Millenium?
Moje zamiłowanie do gier planszowych i karcianych w jakimś stopniu nawiązujących do postaci Sherlocka Holmesa wciąż rośnie, nie mogłam więc nie skusić się na Kroniki Zbrodni. Co zaskakujące, nie sięgnęłam jednak po to duże, główne pudełko, a po coś, co w pierwszej chwili wzięłam za dodatek – i co wcale dodatkiem nie jest. 1400 to pierwszy z tytułów w serii Millenium wydawanej u nas przez Lucky Duck Games, jednak w każdy z nich można grać odrębnie, bez znajomości pozostałych: to całkowite standalony. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wspomniała, że warto mieć je wszystkie, ponieważ każde pudełko przenosi nas do innych czasów, dostarczając zupełnie odmiennych zagadek i zanurzając w niepowtarzalny klimat. Na ten moment na naszym rynku dostępne są współczesne, londyńskie Kroniki Zbrodni (Foxalgames) oraz wspomniana seria Millenium: 1400 zbierające nas do średniowiecznego Paryża, a niebawem także 1900 z Belle Epoque na pierwszy planie oraz futurystyczne, pełne technologii 2400. Myślę, że każdy znajdzie w serii Millenium coś dla siebie: zarówno jeśli chodzi o zainteresowania, jak i wymagane w rozgrywce umiejętności.
Na czym właściwie polega gra Kroniki Zbrodni: 1400? Wcielasz się w Abelarda Lavela, rycerza w służbie króla. Czasami nachodzą Cię dziwne, prorocze sny, z których płynącą wiedzę i własne umiejętności dedukcji nauczyłeś się sprytnie wykorzystywać: rozwiązujesz zagadki kradzieży, zaginięć i morderstw, których nikt inny nie potrafi rozwikłać. W każdym z czterech rozdziałów u Twojego progu stanie mieszkaniec Paryża prosząc Cię o pomoc. I w tym momencie zaczyna się zabawa.
Do rozgrywki niezbędna będzie dedykowana aplikacja zainstalowana na naszym telefonie komórkowym. Zasady gry są proste, zapoznamy się z nimi szybko za pomocą dodatkowego scenariusza szkoleniowego, który widnieje w aplikacji. Naszym zadaniem będzie bowiem rozwiązanie zagadki przez przeszukiwanie miejsc zbrodni oraz rozmowy ze świadkami. Robimy to za pomocą telefonu, skanując kody QR widoczne na kartach lokacji, osób czy przedmiotów. Reszta gry dzieje się na ekranie: tam widzimy odpowiedzi podejrzanych, tam możemy zobaczyć wizualizację miejsca zbrodni, a w trakcie rozmowy z konkretną osobą możemy także zapytać ją o konkretne przedmioty, dodatkowo skanując ich kody. Możemy także liczyć na pomoc naszej rodziny, np. brat Abelarda jest szpiegiem, który doniesie nam szczegóły z życia mieszkańców Paryża, a siostra to kupcowa, która bez problemu oceni wartość znalezionych przedmiotów. Mamy także naszego lojalnego psa, Percevala – skanując jego kartę, a potem podtykając mu pod nos (czyli ekran) jakiś przedmiot możemy liczyć na to, że czworonóg doprowadzi nas w miejsce, z którego pochodzi znalezisko.
Czy to tylko takie błahe skanowanie i czytanie wyświetlanych na ekranie komunikatów? Niekoniecznie. Po pierwsze, aplikacja ogranicza nas czasowo. Podróż z miejsca w miejsce zajmuje nam wirtualne minuty, długie rozmowy także. Jeśli nagle zechcemy wybrać się do króla, może się okazać, że jest już późny wieczór i nikt nie wpuści nas do pałacu. Abelard musi iść spać, a śledztwo możemy wznowić rano. Być może wtedy dostaniemy informację, o kolejnej ofierze, którą mogliśmy uratować poprzedniego dnia, ale szansa już zmarnowana... Czas spędzony na śledztwie liczy się do końcowej punktacji. Ale, oczywiście, możemy ją mieć w nosie, jeżeli nie zamierzamy się przed nikim chwalić naszymi wynikami.
Druga sprawa: mimo, że Kroniki Zbrodni rozgrywamy głównie w telefonie, potrzebujemy także dużo przestrzeni na rozłożenie kart. Podczas jednego scenariusza możemy przemieszczać się między kilkoma lokacjami, w każdej z nich znajdziemy inne postacie, które z czasem również będą się przemieszczać. Odpowiednie układanie kart na planszy jest bardzo ważne: czy po to, by nadaremnie nie błądzić po całym mieście w poszukiwaniu konkretnej osoby, ale też dlatego, że skanować kody przedmiotów, czyli pokazywać je świadkom, możemy tylko wtedy, gdy mamy je przy sobie, gdy znajdujemy się z nimi w jednym pomieszczeniu. Finalnie więc rozgrywka okazuje się bardziej zawiła, niż można pomyśleć na pierwszy rzut oka.
No i najważniejsze: umiejętność wyciągania wniosków. Gra nigdy nie daje nam konkretnego rozwiązania. Nigdy nie zdarzy się tak, że zeskanujemy kartę i wyświetli się nam komunikat: to jest morderca, gratulację, the end. Będziemy rozmawiać ze świadkami, przepytywać ich, co robili w momencie zbrodni, potwierdzać ich alibi u innych postaci, a także przypatrywać się ilustracjom z naszych wizji dotyczących przeszłości czy niedalekiej przyszłości i finalnie sami musimy ułożyć sobie w głowie scenariusz, który mógł się wydarzyć. Podejrzany powiedział, że nie znał ofiary – ale na miejscu zbrodni znaleziono łopatę, z którą widzieli go przechodnie. Przypadek? Nie sądzę! Ale podobną łopatę można też kupić na targu! Więc czy to na pewno był on? Rozpracowanie takiego scenariusza może nam zająć nawet dwie godziny, potem możemy wykonać test, który sprawdzi, czy nasza główka pracuje, czy też morderca zagrał nam na nosie.
Kroniki Zbrodni: 1400 to kooperacyjna gra detektywistyczna, która dostarczyła mi naprawdę wiele frajdy. W Serię Millenium możecie zagrać zarówno grupą, jak i w pojedynkę, ale jest tu standardowy problem z regrywalnością: rzadko wraca się do raz rozwiązanej sprawy. Jeżeli zakupicie dodatek ze specjalnymi goglami, miejsca zbrodni przeszukiwać możecie w wirtualnej rzeczywistości! W połączeniu z dźwiękami wydobywającymi się z aplikacji to dopiero zabawa! Co prawda przyznam, że średniowieczne czasy, inkwizycja, heretycy, bród i ubóstwo nie stanowią mojego ulubionego klimatu w kulturze, dlatego już nie mogę się doczekać, aż będziemy mogli w Polsce zagrać w wersje z roku 1900 oraz 2400. Podejrzewam, że w nich zakocham się bezgranicznie.
ZOBACZ TAKŻE:
Zaobserwuj!