Jestem psiarzem. Typowym. Do szpiku kości. Od zawsze chciałam mieć psa, a o kocie nigdy nawet nie myślałam. A tu niespodziewanie w moim domu zawitało kilkanaście kotów. Co prawda płaskich i bez futra, ale zawsze coś. Jeżeli Wy również myślicie o powiększeniu swojego zwierzyńca, sprawdźcie Najlepszą Grę o Kotach.
Jeżeli myśleliście, że Najlepsza Gra o Kotach jest przeznaczona jedynie dla najmłodszego odbiorcy, to jesteście w błędzie. Zasady wcale nie są tak oczywiste już przy pierwszym rozłożeniu kart, a do tego będzie sporo liczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że rozgrywka trwa jakieś 30 minut i jest przy tym niezwykle miła i relaksująca.
SPRAWDŹ TAKŻE: 5 gier planszowych, w które gram dniami i nocami
W skrócie: naszym zadaniem będzie zgromadzić jak największą rodzinkę kotów pilnując przy tym, by żadnemu z nich nie zabrakło jedzenia i zabawek. Jeżeli chcemy zaszaleć, możemy skusić się również na zakup ciuszków dla naszych podopiecznych lub... kocimiętki. We wszystkim pomoże nam mały, szary i już nie taki płaski, bo drewniany, kociak.
Gra wydaje się dość prosta. Rozkładamy losowe karty w rzędach, każdy z graczy zabiera dla siebie jeden z wersów lub kolumn, tym samym powiększając swoją kolekcję. Pojawiają się jednak schody: nie możemy zabrać nowo wystawionych kart, więc zdarza się, że te upatrzone ktoś nam zabierze sprzed nosa. Ale to nie wszystko: musimy bardzo uważać na to, jakie zaopatrzenie dla naszych kocurów zdecydujemy się magazynować. Bowiem... magazynować nie warto. Na karcie każdego zwierzaka widzimy, co jest mu potrzebne do przeżycia: mogą to być dwa kartony mleka czy trzy puszki tuńczyka. Chciałoby się rzucić na całe dostępne pożywienie, co by go uzbierać "na zaś". Jednak okazuje się, że nie warto brać wszystkiego, jak leci – trzeba zastanowić się, co jest najbardziej potrzebne, bo gdy zgromadzimy za dużo jedzonka, to ono się popsuje i będzie śmierdzieć, za co dostaniemy karne punkty :) Serio, nie żartuję.
Według mnie główną wadą tej karcianki jest stosunkowy brak interakcji pomiędzy graczami. Rozgrywka nie trwa długo, jakieś 20-30 minut, jednak polega w zasadzie jedynie na zabieraniu ze stołu kart i dokładaniu tam nowych, by na koniec policzyć, ile kto dostał bonusowych punktów za przygarnięte, bezdomne kotki, a ile trzeba mu odjąć za ukryte pod łóżkiem udka kurczaka. Nie ma tu ani żadnej współpracy, ani nawet wzajemnego utrudniania sobie życia; patrzymy tylko, czego nam brakuje i staramy się to wypatrzeć w dostępnych kartach. Chyba jedyny sposób na przykombinowanie, to użycie karty spryskiwacza, który pozwoli nam odgonić znacznik kota pilnujący kart nie do ruszenia. Chociaż i tak częściej robi się to po to, by wziąć potrzebny nam produkt, niż by popsuć plany innym graczom.
Za to bardzo ciekawym elementem mechanizmu gry jest fakt, że tak naprawdę do ostatniej sekundy nie wiadomo, kto wygrał rozgrywkę. To okaże się dopiero podczas liczenia punktów, bowiem tak, może uzbierałeś mnóstwo kotów i wszystkie nakarmiłeś, nie masz żadnych ujemnych punktów, ale okazało się, że Twój konkurent ma kota z jakimiś magicznymi combo-mocami i z marszu dostaje +100 do fajności. Więc czasem dobrze jest poczytać dopiski na kartach i pomyśleć, co faktycznie będzie bardziej opłacalne, bo kot kotowi nie równy, nawet jak tyle samo jedzą i tak samo linieją :)
Było miło? Tak. To nie jest jedna z tych skomplikowanych, rozbudowanych gier, które kosztują miliony monet i dostają jakieś nagrody: ale to może i lepiej. Jest idealna na wolne pół godzinki, na wakacje z rodziną czy imprezę ze znajomymi, na rozkręcenie towarzystwa bez konieczności tłumaczenia im zasad gry przez pół dnia. I można się pośmiać z imion kotów. Ogólnie to z kotów śmiać się nie wolno, ale czasem można.
Za grę dziękuję FoxGames
Zaobserwuj!