Czasem przeczytam książkę, obejrzę film czy serial i nachodzi mnie kilka przemyśleń. Nie nadaje się to na długi i poważny felieton. Ni w ząb nie jest to poprawna merytorycznie recenzja, tak jakbym kiedyś takie pisała, w zasadzie nawet nie będę silić się na robienie wielkich researchów, opisywanie reżysera czy pracy kamery, a pewnie i jakieś błędy stylistyczne się znajdą. Bardziej chcę z Wami porozmawiać, tak jakbyśmy siedzieli obok siebie po w kinie tuż po seansie, jakbyśmy rozmawiali ze sobą na luzie. W Krótko i Wybrednie przygotujcie się więc na niereformowalne kulturowe spisy przeżyć i wybredne marudzenie z ostatniej chwili, bo w końcu nazwa do czegoś zobowiązuje :)
KRÓTKO I WYBREDNIE
"Zaginiona" (2012)
Przechodząc do rzeczy. Oglądałam sobie Gone, Zaginioną, film z 2012 roku z Amandą Seyfried. TAK, DOPIERO TERAZ, BO MOGĘ. W zasadzie trafiłam na niego przez przypadek, ale od pierwszych minut produkcja miała w sobie coś takiego, że siedziałam i patrzyłam i nie mogłam przestać i obejrzałam do końca, mimo że nie miałam takiego zamiaru.
I jakie to niesamowite myśli naszły mą biedną główkę?
Na razie bez spoilerów, dam znać w odpowiednim momencie.
ZOBACZ TAKŻE: Więcej tekstów z cyklu Krótko i Wybrednie
Podobało mi się 3/4 filmu. Raz, że lubię Amandę. Ale to tam mało ważne. Nie wnikam w to, na ile jest plastyczna, czy jest aktorsko dobra, czy ma jedną twarz przez cały film, bo takie opinie też słyszałam. Teraz chciałabym się skupić na fabule i poszczególnych scenach. Jestem fanką historii, w których musimy szukać mordercy. W których podsuwane nam są jakieś tropy i próbujemy odgadnąć, kto tak naprawdę jest tym złym, łączyć fakty i doszukiwać się tego, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Szukać kłamcy i sprawdzać, kiedy kłamie. To też stawia przed twórcami pewną poprzeczkę, bo nie mogą przesadzić z wybujałą wyobraźnią i wizją, której nie ogarniamy i zrobimy tylko wut?!, ale też broń borze liściasty nie dać zbyt wielu poszlak, przez które widz od początku zna tożsamość killera, bo jak wszystko wiadomo od razu, to jest kicha nie thriller.
No i tu zaczęły się schody.
Naprawdę fajnie patrzyło się na te poszukiwania, adrenalinka była, trzyma w napięciu tym bardziej, że ciemno na ekranie jak z filtrem horror forest, muzyka mroczna, Amanda otwiera kolejne obdrapane drzwi w jakiejś zapuszczonej leśniczówce, jest naprawdę nieźle. Ale.
Dlaczego u licha ta laska organizowała poszukiwania na własną rękę? Nie jest Liamem Neesonem, no sorry. Dobra, ma problemy, zależy jej na bliskich, nie ma nikogo więcej, policja nie chce jej słuchać. Ale iść samej na spotkanie z mordercą? Na jakieś opustoszałe tereny, gdzie nawet telefon nie ma zasięgu? Z małym pistoletem, który nie wiadomo, ile ma jeszcze w magazynku? Biorąc pod uwagę, jak wszystko przeżywa, jak wracają do niej wspomnienia, serio nie ma żadnych oporów, by wrócić na miejsce zbrodni? I jak w tych wszystkich horrorach, gdzie na schodach widać krew i krzyczymy NIE IDŹ TAM, a ona tam idzie. Ale to jest motyw, który denerwuje mnie w każdym filmie tego typu, a być musi, często w thrillerach podkoloryzowany, do tego tłumaczymy sobie motywy bohaterki jej charakterem i przeszłością, więc ok.
Druga sprawa – od kiedy wszyscy tak dużo o sobie wiedzą i są tak chętni to podawania danych osobowych obcych osób? Gdzie RODO? I skąd mają szczegółowe dane O OBCYCH LUDZIACH? W zasadzie cały film opiera się na bieganiu z miejsca w miejsce, od człowieka do człowieka, i poszukiwaniu mordercy. I wymyślaniu nowych wymówek, na których czekałam, aż się Amanda poślizgnie. Fakt, można się znudzić, kiedy tylko widzimy nowe twarze, dokłada się nam kolejnych podejrzanych, ale jednak jakoś, o dziwo, napięcie utrzymane i patrzeć na to chce się dalej. Ale żeby co i rusz bohaterka podchodziła do kogoś podejrzanego, krzyczała mu w twarz DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?!, na co on mówi, że jego wtedy tu wcale nie było, ale widział jakiegoś innego faceta. "Nie znam go, ale ma 40 lat, pracuje w fabryce i mieszka za rogiem pod 2A". łat. "A, ok, to muszę biec go znaleźć". I sytuacja się powtarza, bo tamten koleś owszem wtedy był w konkretnym miejscu, ale wyszedł wcześniej, natomiast widział kręcącego się w okolicy mężczyznę, który codziennie o 17 przychodzi do tego baru... ŁAT.
No i teraz element z mordercą. Miałam dwa typy. W sumie trzy, ten ostatni z gwiazdką. Gdyby okazało się, że to ten pierwszy, byłabym naprawdę zadowolona. Gdyby ten drugi, byłabym zawiedziona, że to wszystko takie proste. Gdyby ten trzeci, byłoby naprawdę ok. ALE NIE. Nie do końca wiem, co i czemu oni zrobili. Czy na tym ma polegać oryginalność tego filmu? Mrugnięcie okiem twórcy i szepnięcie "zrobiliśmy cię w jajo"? Możliwe. Ale mi się to nie podobało. Jest mi smutno. Miałam takie meh. I w ogóle nie wyjaśniło się wiele elementów; inne postacie zostały "bez zakończenia", twórcy nie dali nam informacji, dlaczego zrobili to co zrobili; dlaczego i po co i czemu ta reszta była taka, a nie inna. Ale te zdania przed chwilą były nie po polsku, bo się inaczej nie da mówiąc naokoło, więc
teraz SPOILERY
Summit Entertainment |
Jedną z moich opcji na rozwiązanie całej zagadki była choroba psychiczna głównej bohaterki. Skoro tak łyka te tabletki, była na leczeniu, to może faktycznie to wszystko jest urojeniami. Może ona nawet nie ma siostry i gadała do ducha. Byłoby to dość ciekawe, chociaż nie jestem pewna, jak finalnie bym zareagowała, czy nie odczuwałabym wielkiego "nieeeee!" wykrzyczane w slow motion jak przy Next. Jeżeli jednak mamy już mieć jakiegoś porywacza, podejrzewałam, że mordercą jest albo Sebastian Stan – i tu już miałam w głowie całą dogłębną analizę jego postaci i historię z motywami i to byłaby fajna rzecz, jakby to dobrze rozegrali; albo nowy policjant, Wes Bentley. Ale że zrobili mu takie groźne brwi i dziwną fryzurę, przypominał Andersona, a do tego dali kilka podejrzanych scen stwierdziłam, że to byłoby zbyt oczywiste. Że wszystkie podejrzenia kierują na niego, więc no chyba nie zrobilibyście czegoś tak przewidywalnego.
A na koniec pojawia się morderca. Patrzę, jak leży w tym dole, patrzę się na jego twarz i myślę WTF KTO TO JEST? Znaczy podejrzewałam, że winny będzie koleś z baru, tak go pokazali, że nie da się inaczej i to było oczywiste. Że ukryli jego twarz i wsadzili czapkę na głowę, cobyśmy się zbyt szybko nie domyślili kto to. Bo facetów z czarnymi włosami PRZEZ PRZYPADEK będzie w całym filmie wszędzie pełno. Ale miałam nadzieję, że będzie to jednak ktoś, kto pojawił się w tym filmie wcześniej. A nie, że wrzucą do dołu z ziemi kogoś nowego. Kim Ty jesteś, facet? Pojawiłeś i nawet nie dostałeś porządnego kadru na swoją twarz! Ani nie wiemy, czemu to robił, podejrzane zachowanie policjanta w peruce też oficjalnie wyjaśnienia nie dostaje (chyba, że tłumaczyć to zauroczeniem). I to mnie rozczarowało. Że twórcy mogli sobie podsuwać mi tropy, mogli oczerniać kolejne postacie, myśl sobie biedny widzu, ale i tak się nie domyślisz, kto jest tym złym, bo go wcześniej na oczy nie widziałeś. Dzięki.
Zdenerwowałam się.
I mi smutno.
Zaobserwuj!